,, The Grand Budapest Hotel ‘’ reżyserii Wesa Andersona to film, który moim zdaniem należy traktować z lekkim przymrużeniem oka. Oglądając go, wciąż próbowałam doszukać się w nim jakiegoś drugiego dna, sensu. W pierwszej kolejności zwracałam jednak uwagę na ową przestrzeń.
Pod tym względem film zachwyca już od pierwszej sceny. Widzimy w niej wspaniałe ujęcie hotelu usytuowanego na wielkim wzgórzu, w barwach niczym z baśni. Taki widok sprawia że od samego początku ogarnia nas magiczna atmosfera, towarzysząca aż do ostatniego ujęcia.
Pomieszczenia w filmie są bez wątpienia jedyne w swym rodzaju. Groteskowe, przerysowane, barwne, a zarazem idealnie dopracowane. Charyzma bohaterów doskonale wpasowuje się w klimat, co razem tworzy nieco zwariowaną całość.

Skupiając się na analizie przestrzeni, miałam okazję zauważyć kilka związanych z tym aspektów:
1. Kontrast – reżyser podejmuje się próby porównania wyglądu hotelu w latach trzydziestych i sześćdziesiątych. Moim zdaniem wychodzi mu to świetnie, doskonale wiemy w którym momencie jesteśmy w barwnej przeszłości, a kiedy przenosimy się w smutną teraźniejszość, kiedy hotel najlepszy czas ma już za sobą, jego wnętrza są ponure i smutne.
2. Zabawa gatunkiem – podczas oglądania widz nie jest pewien, czy ma do czynienia z horrorem, komedią, melodramatem. W jednej scenie jesteśmy świadkami groteskowej wręcz akcji, w której za zamkniętymi drzwiami łysa kobieta w jednoznaczny sposób dziękuje konsjerżowi za miłą obsługę, a w następnej uczestniczymy w krwawej jatce w więziennym podziemiu. Morderstwa przeplatają się z historiami miłosnymi, akcja przenosi się z wnętrz na podwórze, co daje nam poczucie jej wielowymiarowości.
3. Przestrzenie jako azyl, schronienie – skromna narzeczona Zera, on sam w swojej maleńkiej klitce oraz główny bohater świadczący różnorakie nieprzyzwoite usługi starszym damom we własnym apartamencie – każdy z bohaterów ma w owej przestrzeni własne miejsce, z którym się identyfikuje. Przywiązanie do miejsc możemy zauważyć, kiedy Zero, mając do dyspozycji niemalże cały hotel, wynajmuje zamieszkiwany niegdyś przez siebie pokoik.
4. Wiele wątków związanych z przestrzenią, które przenikając się nawzajem, tworzą spójną całość. Jako przykład posłużyć może cukiernia Mendla, w której pracuje Agata, narzeczona Zera. Przemycone w cukierniczych pysznościach narzędzia wędrują razem z nami do więzienia, tam z kolei, odpowiednio użyte, pozwalają bohaterom wydostać się na wolność, a to już kolejna przestrzeń
5. Pomieszczenia poprzez swoją barwę i światło wywołują w nas różne nastroje. Na przykład odczytywanie testamentu w ciemnym pokoju zmarłej damy budzi w nas nutkę ciekawości i grozy, natomiast przerysowane kolorowe wnętrza cukierni wprowadzają nas wręcz w rozczulenie.
Dodatkowy podziw budzi fakt, jak wiele pracy włożono w przygotowanie się do powstania filmu. Reżyser wraz ze swoją ekipą odwiedzili bardzo wiele krajów, aby znaleźć idealną scenerię dla fikcyjnej Zubrówki. Również meble, wystrój i dodatki były efektem długich i żmudnych poszukiwań. Według mnie „The Grand Budapest Hotel” należy do filmów, w których na pierwszym miejscu stawiać należy nie akcję, a całą „otoczkę” z tym związaną, mianowicie muzykę, kostiumy, fryzury i scenerię. W owej produkcji realizatorom wyszło to świetnie, czego potwierdzeniem są Oscary w powyższych kategoriach. O ile sama fabuła powinna być traktowana raczej luźno (Gustav i jego zamiłowanie do kobiet, perfum i luksusu), to cała reszta zdecydowanie zasługuje na długie owacje.